Helfy.
Niedawno skusiłam się na zamówienie z Helfy.
Do tej pory wierna byłam Mazidłom, ale coś mnie podkusiło na małą odmianę.
Przede wszystkim - musiałam zamówić hennę, bo odrosty już mi spać po nocach nie dawały ;) od przeszło 3 lat farbuję włosy henną, pominąwszy początki z Venitą i ELD - to zawsze kupowałam tą mazidłową właśnę - hennę Jamilę. I zadowolona byłam, nie ukrywam.
Ale o Khadi również się wielu dobrych rzeczy nasłuchałam i ostatecznie zaryzykowałam. Hennie poświęcony będzie osobny post, także nie będę się zbytnio rozpisywać.
Oczywiście, przy okazji zakupów, skusiłam się na parę drobiazgów ;)
Wszystkie przetestuję i na pewno napiszę recenzję, ale póki co - łapcie zamówienie w całej swojej okazałości.
Słów kilka o zamówionych drobiazgach:
Olej kokosowy - zachwalany przez wiele kobiet, podobno cudownie wpływa na kondycję włosów. Nawilża, wygładza, pielęgnuje, odżywi. No i włosy po hennie lubią olejowanie. Jest tylko jedno małe "ale" - ja już kiedyś próbowałam ;) wprawdzie olejem mazidłowym. Nawet trochę inną konsystencję miał. I pachniał nieco inaczej. Ale pamiętam, że użyłam raz i odstawiłam w najciemniejszy kąt toaletki, bo moje włosy się z nim zupełnie nie polubiły i do stanu używalności doprowadzałam je przez 3 kolejne dni od zastosowania maski z tego cudownego specyfiku ;)
Ale - raz kozie śmierć. Zaryzykuję drugie podejście ;)
Khadi - naturalna henna. A właściwie, to tym razem mieszanka ziół, która na włosach jasnych ma dać odcień intensywnej czerwieni, a na ciemniejszych - głębokiego mahoniu.
Skład mieszanki:
Lawsonia Inermis (Henna)
Emblica Officinalis (Amla)
Eclipta Alba (Bhringaraj)
Bacopa Monniera (Brahmi)
Acacia Concinna (Shikakai)
Terminalia Chebula (Harad)
Jatropha Glandulifera (Jatropha)
Azadirachta Indica (Neem)
Terminalia Bellirica Roxb. (Vibhitaki)
Farbę już przetestowałam, chociaż za wcześnie na opisanie rezultatów, bo włosy mi jeszcze schną ;) mam wątpliwości co do tego, czy uzyskałam jakkolwiek inny odcień od tego, który mam po samej hennie, no ale zobaczymy. Przez cały czas wydaje mi się, że farba nie chwyciła równo włosów i odrostów, ale kolor cały czas ciemnieje i jednak cały czas się wyrównuje, więc za wcześnie na takie osądy.
Za to już teraz z całą pewnością stwierdzam, że włosy są delikatne, miękkie i odżywione. Po żadnej masce nie uzyskuję takiego efektu jak tuż po farbowaniu! :)
Herbolene - uniwersalna maść na bazie ekstraktu z aloesu. Baaardzo treściwa, baaardzo tłusta i... baaardzo odżywcza. Przetestowana już 3 razy, ale jeszcze dam jej chwilę, zanim napiszę szerszą recenzję :)
Maska sandałowa - przeznaczona do cery suchej i normalnej. Ma odżywić i nawilżyć przesuszoną skórę i pomóc w walce ze zmarszczkami. Zawiera m.in. kaolin, więc ja już wiem, że mnie podrażni. Pytanie tylko - jak bardzo? Mimo wszystko - obietnica głębokiego nawilżenia kusi mnie mocno, więc będę testować z całą pewnością :) w opakowaniu znajduje się 25g prochu, który możemy rozrobić z różnymi innymi półproduktami, w różnych proporcjach i konfiguracjach. Więc testowania będzie sporo :)
Maska różana - skład: Rosa Alba - i to wszystko! czyli po prostu dostajemy w woreczku sproszkowane wiechcie ;) zapach niestety bardzo intensywny i może drażnić w nos. Zwłaszcza, jeśli drażni już przez woreczek ;) intensywny mocno różano-kadzidlany, troszkę orientalny.
Ma służyćn jako peeling i składnik maseczek nawilżająco-odżywczych. Przeznaczona do cery suchej, wrażliwej i dojrzałej, więc krzywdy mi nie powinna zrobić. Wcisnęłam do koszyka z czystej ciekawości :)
W woreczku aż 50g proszku. Olbrzymia ilość.
Szampon do włosów normalnych - próbka. A w zasadzie, to dwie próbki, ale jedną już zużyłam :)
Bardzo miły gest ze strony sklepu Helfy - bo jest to gratis dorzucony do zamówienia. Miły drobiazg, w dodatku dopasowany do zamówienia. Zgodnie z zaleceniem - umyłam nim włosy przed farbowaniem henną :)
Co ważne - nie zawiera silikonów!
I proszę Państwa - fanfary - gwódź programu!
Mydełko ziołowe z nasionami wiesiołka! Przy rozpakowywaniu paczku zauroczyło mnie kompletnie, absolutnie. Pięknie zapakowane - w tekturowe eko-pudełko, wyłożone trocinami. Tak... wiejsko, swojsko. Kurcze no, poczułam się naprawdę "eco" ;) !
Uwielbiam takie staranne zapakowanie nawet drobiazgów. Przecież można by takie mydełko zafioliować i tyle - jak robi większość firm kosmetycznych (przynajmniej tych, z którymi miałam do czynienia - CS, Blusche, EGM, Lush). A tutaj mydełko ma całą oprawę. Pięknie opisane i porządnie wykonane kartonowe pudełeczko. Miękkie posłanie ze zwykłych trocin (i nawet mi nie przeszkadza to, że wszędzie wokoło się sypią, jak tylko dotknę puzderełka ;) ! ). Uczta dla oczu, naprawdę.
Mydełko podobno nadaje się dla każdego rodzaju cery, ale jest szczególnie polecane dla cery odwodnionej, skłonnej do podrażnień, wrażliwej. Czyli - o mnie mowa! Skusiłam się bez wahania :)
Jeszcze nie testowałam. Chciałam je zostawić w formie nienaruszonej do zdjęć.
I przyznaję, że z bólem serca zacznę go używać - bo wygląda przeuroczo ;) ! Swoją drogą - doskonały pomysł na prezent.