Spirulina.
Z moją cerą sprawa nie jest prosta. Niby nie jest wymagająca - nie borykam się jakoś szczególnie z niespodziankami, chorobami. Ale z drugiej strony jest sucha, wrażliwa na wszelkie podrażnienia i naczynkowa.
Zawsze z obawą testuję nowe kosmetyki do pielęgnacji, bo czasami najlepiej po prostu zostawić ją samą sobie, niż maltretować kolejnymi składnikami, które tylko szkodzą.
Sporo rzeczy mnie podrażnia, ściąga, dodatkowo wysusza, powoduje zaczerwienie. Ale przecież czasem trzeba pyszczak oczyścić, odświeżyć, no i porządnie nawilżyć.
Największy problem mam z maskami do twarzy. Chciałabym kiedyś znaleźć idealną. Na razie uwielbiam każdą, która po prostu mi nie szkodzi, a ewentualnie troszkę pomaga. Czyli wymagań na chwilę obecną wielkich nie mam ;)
Dzisiaj będzie słów kilka o spirulinie, która sama w sobie podobno jest specyfikiem cudownym.
Spirulina jest algą, czyli jest bogata w substancje aktywne, takie jak:
- proteiny zawierającę takie aminokwasy, jak: alanina, aspargina, glicyna, lizyna, seryna;
- polisacharydy: karagen, fukoidyna, laminaryna, kwas alginowy;
- mukopolisacharydy: kwas hialuronowy, siarczan chondroityny;
- alkohole: manitol i sorbitol;
- witaminy: A, B1, B2, B5, B6, B12, C;
- makro- i mikroelementy: wapń, jod, brom, żelazo, magnez, miedź, cynk, mangan;
- tłuszcze zawierające wysokonienasycone kwasy tłuszczowe serii omega-3, w tym kwas gamma-linolenowy (GLA);
- polifenole;
- pigmenty: chlorofil, fukoksantyna, zeaksantyna
- antyoksydacyjne i antyrodnikowe - opóźniają procesy starzenia;
- przeciwzapalne;
- koją i łagodzą podrażnienia wywołane np. działaniem promieni słonecznych, środków myjących, goleniem czy depilacją, ;
- wzmacniają ściany naczyń krwionośnych;
- poprawiają ukrwienie i likwidują zaburzenia krążenia;
- regenerują i stymulują odnowę uszkodzonego naskórka;
- aktywizują procesy zachodzące w skórze, poprawiają jej koloryt;
- wyszczuplają (redukują tłuszcz w tkance podskórnej) i detoksykują - preparaty antycellulitowe;
- silnie nawilżają - tworzą ochronny film na powierzchni naskórka, dzięki czemu ograniczają TEWL;
- napinają (działanie liftingujące) i ujędrniają skórę;
- regulują naturalną równowagę i wzmacniają lipidową barierę ochronną skóry;
- oczyszczają i rozjaśniają cerę;
- działają bakteriostatycznie, antybakteryjnie i regulują pracę gruczołów łojowych;
- mają zdolność oczyszczania skóry i wchłaniania łoju;
O właściwościach samej spiruliny poczytać można więcej TUTAJ.
Podstawowy przepis na maseczkę jest niezwykle prosty:
jogurt naturalny + woda + spirulina ;)
Celowo nie przepisałam proporcji mazidłowych, bo drogą prób i błędów doszłam do moich własnych, o których zaraz wspomnę.
Maseczka robiona z tego przepisu nie jest zła, ale mimo wszystko skórę po niej miałam dość napiętą, ściągniętą i zaczerwienioną. Wprawdzie nie tak, jak po całej reszcie dotąd testowanych masek (kiedy po zmyciu twarz zazwyczaj miałam niesamowicie czerwoną, piekącą, lekko spuchniętą i generalnie błagającą o litość), dlatego też zdecydowałam się trochę pokombinować.
Ostatecznie przepis na moją idealną maskę algową brzmi:
- mała łyżka jogurtu naturalnego
- kilka kropli hydrolatu aloesowego
- łyżeczka kwasu hialuronowego
- łyżeczka spiruliny
Maseczkę zazwyczaj przygotowuję w ceramicznej miseczce. Również w takiej formie przechowuję ją do następnego użycia w lodówce - zazwyczaj przykrywam dodatkowo folią. Przechowuję ją tak maksymalnie 2 dni, nie sprawdzałam jak zachowuje się później ;)
I przyznaję - uwielbiam ten wściekle zielono-morski kolor :D
Od razu zaznaczę, że te proporcje starczają na dwie maski :)
Dodatek hydrolatu i kwasu hialuronowego w moim przypadku powoduje znacznie lepsze nawilżenie, praktycznie brak jakiegokolwiek podrażnienia i ściągnięcia, no i lepsze odżywienie (kwas hialuronowy ułatwia wchłanianie się innych substancji aktywnych, w tym wypadku - spiruliny).
Trzymam ją na twarzy około 15 minut.
Twarz po użyciu maseczki jest gładka, delikatna, przyjemnie napięta, ale nie ściągnięta(!), całkiem nieźle nawilżona. Pory są delikatnie zmniejszone.
Na pewno cera wygląda bardziej świeżo, jest 'wypoczęta', dotleniona i wdzięczna za poświęcone jej 15 minut ;)
I, co naprawdę ważne dla mnie - nie podrażnia mnie. Nic mnie nie piecze, nie ściąga, nie mam wrażenia, że bardziej sobie zaszkodziłam, niż pomogłam. Z przyjemnością do niej wracam, zwłaszcza po 'ciężkiej nocy', kiedy zależy mi na szybkim odświeżeniu wizerunku - wtedy jest absolutnie niezastąpiona! ;)
Tuż po zmyciu maski. Zero podrażnienia! :)
Warto również wspomnieć o cenie. 10g Mazidłowej spiruliny kosztuje niecałe 4zł.
Moje pudełeczko wystarczyło już na około 8-10 masek, a jeszcze kilka zdążę ukręcić, zanim je zużyję! :)